"Ziemia jest pełna nieba..."

Ziemia jest pełna nieba,
A każdy zwykły krzew płonie Bogiem,
Ale tylko ci, którzy widzą, zdejmują sandały;

Reszta siada i zrywa jagody…

Elizabeth Barrett Browning 



Tak, pełna.
I doświadczam tego bez specjalnego szukania. Nie w modlitwie nawet, a w tych przyziemnych sytuacjach.
Są oczywiście takie dni, kiedy cała masa prostych rzeczy Boga - jeśli nie zasłania, to próbuje zasłonić.
Ale jest i tak, że całej masie prostych rzeczy Go widzę.
Może mówić do mnie przez wiele prostych sytuacji. Znajduję Go w książkach - niekoniecznie tych o religijnej tematyce.
Dawca powszedniego chleba - Bóg mojej codzienności.

Jest też Bogiem porządku. I właśnie przy okazji porządków przypomniałam sobie o pewnym moim z Bogiem spotkaniu. W miejscu, w którym bym się tego nie spodziewała.

Warszawa. Rowery. I wieczorne zmęczenie, bo zaplanowana trasa liczyła coś ponad 50 km, z czego jeszcze trochę zostało do przejechania.
Żeby zmotywować najmniejszego rowerzystę - wtedy jeszcze chyba dziewięciolatka - za cel pośredni wyznaczyliśmy obiekt konsumpcyjnych marzeń - restaurację McDonald's.

Tak, tak, mało to może ambitne. Może jedzenie plastikowe. Ale w sytuacjach rowerowego kryzysu spisuje się wyśmienicie.
Szczególnie, jeśli wcześniejsze przystanki to np. kanapki jedzone na ławce na placu zabaw.
Złote łuki gigantycznego "M", świecąc na tle wieczornego nieba, rzucają zawsze inne światło na dalszą drogę.

Do zestawu, jak to często w McD bywa - szklanka.
Tamtego lata bez jakichś szczególnych sportowych wydarzeń, parcie na szkło ma... Coca-Cola.
I tak logo pojawia się na szklankach w różnych odsłonach w postaci napisów w różnych językach świata.
Szybka konsultacja, bez czytania napisów - wybór pada na niebieską. Nie ma. Pracownik proponuje inną, też niebieskawą.
W sumie żadna różnica. Szklanka to szklanka. A językowych preferencji co do Coli nie mamy. Wystarczy, że smakuje.
I co czytam na jej opakowaniu, kiedy już się zbieramy i trzeba zdobycz upchnąć jakoś w rowerowej sakwie?
Odtąd już wiem, jak logo tej znanej marki prezentuje się po....... hebrajsku.


Wtedy jeszcze nie nadawałam temu jakiegoś specjalnego znaczenia.
Fakt, ucieszyłam się. Bo lubię biblijne skojarzenia i to, co przypomina o Bogu.
A Izrael jest jak najbardziej biblijny. I bardzo bliski Bogu.

Dziś, po chyba trzech latach, znajdując szklankę głęboko, na tyłach rzadko odwiedzanej szafki, wiem, że moja droga do Izraela, tego duchowego, wiedzie przez kulturę.

No tu akurat przez kulturę masową.
Ale zawsze kulturę.