Czystek i brudek.

Spacer po lesie.
W naszym wykonaniu zamienia się pętlę liczącą prawie 17 km.
Po drodze rzeczki, wodospady, kładki, piach i mnóstwo innych atrakcji.
Samego marszu mieliśmy coś ponad 4 godziny. Z licznymi przystankami po drodze.
Przygotowani byliśmy pierwszorzędnie. Z nadwyżką, jak zdawały się mówić moje i R. ramiona obarczone dużymi plecakami.
Prowiant, ubrania na zmianę, gdyby ktoś postanowił nieco bardziej sprawdzić lodowatość płytkich, ale wartkich rzeczek.
Bronią przeciw owadom był czystek. Napar potężnej mocy w butelkach z atomizerem.
Działał. Czy przeciw owadom - trudniej orzec, bo tych za wiele nie było.
Za to świetnie orzeźwiał i chłodził utrudzonych wędrowców.
M. przełamała się i spryskiwała sobie nawet twarz.
Minusem było, że zanim wysechł na skórze, robił za świetne podłoże dla kurzu.

I im więcej czystka było w użyciu, tym więcej brudku pozostawało na wędrowcu.
Przodowała Martka. I w czystku, i w brudku.