Zapomniałam, bo zapomniał...

Pierwszy wyszedł z domu J.
Za chwilę ja i Martka szykujemy się do startu do przedszkola.
Martka, zajęta porannie wszystkim innym niż własne przygotowanie do wyjścia, odkryła, że przygotowywana na technikę praca samotnie tkwi w przedpokoju. J. zapomniał.
Szybkie spojrzenie na plan lekcji - aha, do techniki czasu sporo, zdążę mu aluminiowe dzieło podrzucić do szkoły.
M. bardzo się ten plan spodobał. Chciała nawet zawagarować, żeby tylko brata w szkole odwiedzić.
Argumenty o jej w tej misji niezbędnym udziale zostały jednak szybko obalone. Szybko, bo zegar nieubłaganie przypominał, że już niemal ocieramy się o spóźnienie na zajęcia. Już, już jesteśmy w drodze, gdy nagle okazuje się, że Martka, zajęta demaskowaniem Jakubowego zapomnienia, ZAPOMNIAŁA o swoim plecaku.
Cóż było robić - wracamy po plecak, podkręcamy tempo i wpadamy do przedszkola w momencie formowania się kółka na dywanie.

Praca J.już podrzucona, a ja rzucam się w wir bezdzietnej codzienności.

I tym razem to ja zapominam. O obiecanym J. kremie czekoladowym, który miał uświetnić poszkolną przekąskę. Nie znalazł się jednak w zakupowym koszyku.

Jakub, płynąc chyba już na fali dzisiejszego zapominania, postanowił to moje zapomnienie...
puścić w niepamięć.