Organizatorka przyjęć okolicznościowych.

- Mamo, a co lubisz? - pytała rok temu przed moimi urodzinami
- Czekoladę - odpowiedziałam, węsząc spisek mający na celu idealne wstrzelenie się w idealny prezent urodzinowy
- E, czekolada, to nie jest taki prawdziwy prezent

Nie pamiętam co to było. Choć na pewno więcej niż czekolada. Widać coś na tyle dopasowanego, na tyle potrzebnego, że idealnie zgrało się ze mną, wtapiając w moją codzienność i wsiąkając tak głęboko, że musiałabym tego mocno szukać w pamięci

W tym roku, w przeddzień moich urodzin, również coś kombinują.
Spacer beze mnie i jakieś szeptane rozmowy przed wyjściem (2 godziny ciszy i samotności w domu już samo w sobie było idealnym urodzinowym darem)
Wieczorem prośba o odszukanie papierów, w które można zapakować prezent...

Martka totalnie nakręcona. Tajemnica, którą musi skrywać, niemal w niej nie eksploduje.

- Mamo, nic co nie powiem, bo nie mogę, bo to dotyczy jutra - mówi, podskakując i kręcąc się przy tym, jakby coś ją w środku łaskotało

Szykując kolację dowiedziałam się, że prezent dostanę już rano. Nawet bardzo rano, jak tylko Martka wstanie.
Muszę być dzielna, bo podejrzewam, że to rano zacznie się jutro wcześniej niż w inne, nawet te szkolno-przedszkolne dni.
Może, jak już nacieszę się prezentem, w ramach dopełnienia dostanę jeszcze zgodę na małą drzemkę, żebym nie zasnęła na zaplanowanym na popołudnie urodzinowym przyjęciu.