O jedzeniu i liczeniu

Nie kalorii jednak.
A o takim liczeniu-liczeniu.
Mieliśmy przyjemność skosztować matematycznej czekolady, o czym już chyba było, a jeżeli nie, to będzie...

Poranek jak poranek. Witany nieprzytomnym spojrzeniem spod nie do końca otwartych jeszcze powiek.
Zaczynam od pierwszego budzenia J.
Pierwszego, bo czas, kiedy zajmuję się wygłaskaniem i nakarmieniem kota, daje mu dodatkowe minuty drzemki.
Drugie budzenie już bardziej konkretne, bo jest w nim miejsce na pytanie o śniadanie.

- Jakąś kanapeczkę zjem... - mówi nie do końca rozbudzony piątoklasista. - Z mnożeniem - dodaje

A ja czekam na jego śmiech. Czekam. Cisza mącona jedynie pogłębiającym się oddechem, bo uczeń znów zasypia.
Nie, nie żartował...
Dużo tej matematyki, do tego z matematyczkę-legendą, którą jeszcze R., czyli J. tato z czasów szkolnych pamięta...

Ale J. wie, że w przypadku kłopotów z liczeniem, może liczyć na nas :)