L za J wskoczyło, by zawołać huRRRRRa!

Abecadło, kiedy spada z pieca - jak w wierszyku - generuje sporo zamieszania. Nie wszystko jest na swoim miejscu. Jedno drugiemu szkodzi, jak to było w przypadku P przestraszonego pękaniem O. Niektóre literki poobijane, jak A ze zwichniętymi nóżkami, czy R ze złamaną prawą nogą. A czasem i jedna literka miejsce drugiej zajmuje, stając na głowie (i wiele wokół na głowie stawiając), jak W udające M.

Z literkami, a raczej dźwiękami im odpowiadającymi, u Martki zamieszania też było sporo.
Tata to u niej był kaka, tak - kak. I jeszcze kilka innych przeinaczeń, nad którymi starałam się pracować.
T i K się uporządkowały, a popisowym sprawdzianem była pięknie wymawiane zdanie: "To tutaj, tato, totalizator".

R pojawia się późno. A w zamian niego mamy J lub L.
Pamiętam, kiedy w miejsce J udającego R, pojawiło się L. Powiew nowości tchnął w dziecięcą paplaninę. A i radość ze sobą przyniósł, bo L artykulacyjnie bliższe R, więc była na dobrej drodze, by opanować mowę bez zaznajamiania się z logopedą.


I stało się!
Ranek przyniósł nowość.
- DobRRRa - usłyszałam w odpowiedzi, ja jakąś moją propozycję.
A później już się posypało. RRRoweRRR, RRRak i inne.

Nowy nabytek jest zatem mocno eksponowany i jej wypowiedzi niekoniecznie sensowne, zawierają w ramach rekompensaty dużo RRRRR.
- Mamo, ładnie wygRRRądam w tej kuRRRtce
Cóż mogę odpowiedzieć innego, niż pRRRawda ;)