Tkwi coś nieopisanego w dziecięcych przeinaczeniach wyrazów.
Jakaś słodycz, jakiś wdzięk.
Ulegamy temu, wybaczając bez korygowania. A i sami przejmujemy.
Tak było i jest u nas z "kozbojem", który oficjalnie nazywany jest kowbojem.
Stwierdziliśmy, że czas uczyć tej poprawnej formy. Choć szkoda. Bo w jej ustach brzmi to słodko.
Z biblioteki przywędrowała do nas książka, w której jednym z bohaterów jest chudy kowboj.
Czyta Tatik... A ja po raz kolejny ze słyszanej historii wyławiam słowo "kozboj".
- Jednak stara wersja jeszcze zostaje? - pytam
- Tak - odpowiada R. Bo w sumie nie wiadomo, co on tam kiedyś pasł. Może nie były to krowy, tylko kozy?
Tak. Kozboj - poganiacz kóz ;)
Jakaś słodycz, jakiś wdzięk.
Ulegamy temu, wybaczając bez korygowania. A i sami przejmujemy.
Tak było i jest u nas z "kozbojem", który oficjalnie nazywany jest kowbojem.
Stwierdziliśmy, że czas uczyć tej poprawnej formy. Choć szkoda. Bo w jej ustach brzmi to słodko.
Z biblioteki przywędrowała do nas książka, w której jednym z bohaterów jest chudy kowboj.
Czyta Tatik... A ja po raz kolejny ze słyszanej historii wyławiam słowo "kozboj".
- Jednak stara wersja jeszcze zostaje? - pytam
- Tak - odpowiada R. Bo w sumie nie wiadomo, co on tam kiedyś pasł. Może nie były to krowy, tylko kozy?
Tak. Kozboj - poganiacz kóz ;)