Kości spoczęły na laurach.

Na początku zostały rzucone.
Wrzucone znaczy. Te kości.
Do zupy.
I liść laurowy też.
A kiedy wszystko trafiło do miseczek, listek, wyłowiony z jednej z nich, znalazł się poza, choć wciąż w centrum historii.
Bo na nim - ogołocona z mięsa za sprawą pewnego sympatycznego mięsojada - spoczęła kostka.

W sumie słusznie. Zupa wyszła pyszna. Kostka nic więcej do roboty niż spocząć na laurach nie miała.
Listek w roli przyprawy też się spisał. A że pojawił się w zupie jako solista, spoczywa na laurach  jedynie w słowniku frazeologicznym.
Ale tego w porze posiłków na stole raczej nie trzymam.