Kocyk w marchewki.

Dziś mija pięć lat, odkąd jest z nami Martka.
Zanim się pojawiła, przygotowywaliśmy się na jej przyjęcie. W komodzie czekały na nią złożone, pachnące ubranka. Czekało łóżeczko i ciepły kocyk.
By otoczyć ją nie tylko miłością, ale i zaspokoić wszystkie inne jej potrzeby.
Dziś o wiele rzeczy potrafi zatroszczyć się sama. Gdy jest jej zimno, zakłada bluzę. Gdy jest głodna, prosi lub bierze sama. Gdy się nudzi, potrafi wymęczyć nieraz naszą uwagę, ale i znajduje sobie zajęcie.
Ma własne plany i marzenia. I wie, że ich realizacji trzeba dopomóc.
Marzyła o chomiku. Wolałaby kotka, ale do tej decyzji my musimy dorosnąć ;) No więc chomiczek. Przywitał ją w sklepie zoologicznym, który odwiedziliśmy przy okazji świnkowych zakupów.
I skradł jej serce. W drodze do domu cicho popłynęły łzy, bo musieli się rozstać. Ale postanowiła, że kiedyś będzie jej. I że opowie o nim Tacie, gdy ten wróci z pracy.
Opowiedziała. Spojrzeliśmy na siebie z R. i nawzajem w swoich oczach zobaczyliśmy zgodę na nowego domownika. Kiedy usłyszała, że jutro znów odwiedzimy sklep, w oczach miała łzy.
I czym prędzej pobiegła przygotować się na przyjęcie nowego lokatora.
Jak?
Potrzebne były flamastry i kawałek szmatki.
I tak oto powstał kocyk w marchewki.
W marchewki, bo chomiki lubią marchewki. A skoro założeniem było, żeby czuł się u nas dobrze...
Kocyk się spodobał. Sporo roboty miał z nim Miluś :)
Ku uciesze Martki.
Przyjaźń przypieczętowali wspólnym posiłkiem. Martka wyjadła mu z karmy suszone banany. Miluś nie pogardził płatkami zbożowymi z Martkowej miseczki.
Teraz szukają wspólnego mianownika dla wspólnych zabaw. Bo póki co koncepcje spędzania czasu Martka i Miluś mają nieco różne. Ale pilnujemy, żeby to docieranie obyło się bez ofiar.
A Martka, choć ma tylko pięć lat, sporo rozumie i wie, że to ona ciut będzie musiała ustąpić mniejszemu od siebie.