Grubsza sprawa

Nie ma to jak znaleźć w szafie spodnie, które pamiętają jeszcze czasy studiów i po kilkunastu latach próbować przywrócić je do szafy bieżącej.
Nie ma takiej opcji. Tym bardziej, że pamiętają czasy, gdzie słowo "szczupła" było aktem łaski, a bardziej trafionym określeniem było "chudzielec".
Po przeprowadzonej próbie nie pozostało nic innego, jak pogodzić się z faktem, że spodnie i ja już do siebie nie pasujemy.
I to nie, że ja już nie pasuję do nich, tylko one nie pasują do mnie. Bo prawdopodobnie (zdaniem męża - tylko u niego zasięgam opinii w tej sprawie) to ja, nie one bliżej jestem normy gabarytowej.
Po takim zapewnieniu nie widzę powodów, by szukać dziury w całym.
Ale pole do kontrolowanego pomarudzenia mężowi jest ;)
No to zaczynamy...
W kuchni nam we dwoje ciasno. W przejściu do naszego biura też. I oczywiście w stare spodnie się nie mieszczę, więc...
R. znalazł inną przyczynę ;) I zmienił punkt widzenia.
Bo tu, na załączonym obrazku,  nikt przecież nie nazwałby samochodu szerokim, tylko ulicę określiłby jako wąską.
Wniosek?
Mamy wąską kuchnię, a i korytarz przed naszym biurem (zastawiony zresztą pudełkami) też do najszerszych nie należy :)
Czyli moje ewentualne narzekanie to gruba przesada, a cała sprawa jest grubymi nićmi szyta.