Mieszane uczucia przedszkolaka.

Poniedziałek. Zaczynamy od nowa. Już niedzielny wieczór zapowiada jutrzejszy monolog.
- Mamo, a jutro jest dzień przedszkolny?
- Tak - odpowiadam jak najpogodniej, jak najnaturalniej, jakby to było coś oczywistego

I w poniedziałek zaspana Martka zaczyna swoją przemowę:
 - Mamo, ja nie chcę iść do przedszkola...
A wiesz co? Na urodzinach przedszkolaka, to jedna pani była łabędziem, a inne kaczkami. A ja też tańczyłam jak łabędzie. I był tort, taki prawdziwy, z papieru. I pani włożyła taką świeczkę. Mamo... Ale ja będę bardzo tęskniła za Tobą. A Paweł i Wojtek też nie chcieli kiedyś zostać w przedszkolu, ale tato ich wepchnął do sali. A ja poszłam na dywanik i Klaudia mi powiedziała, że ona nie przyniosła dziś pluszaka. I ja jej pozwoliłam zobaczyć moją marchewkę, bo Klaudia mi wcale nie zabierała. A Lena powiedziała, że ona ma bakłażana. A Kacper nie przynosi swojej truskawki, bo woli Misia. Mamo... A możesz mnie wypisać z przedszkola? A pani powiedziała, że najpierw jesteśmy Kangurkami, a później będziemy Tygryskami i jak się wszystkiego tam nauczymy, to pójdziemy do Puchatków i nauczymy się pisać. Bo jak nie, to później nie pójdziemy do szkoły. A ja chce iść do szkoły. Mamo, ale ja tak bardzo nie lubię się z Tobą rozstawać. Wolę zostać z Tobą w domu i się krzątać. Ale pani powiedziała, że jutro ja będę tańczyła w kółku koło pani...

I tak codziennie, od poniedziałku do piątku. Przez próg sali przenoszę nadąsaną i smutną małą dziewczynkę. A po 4 godzinach wybiega do mnie roześmiana, rozczochrana Martka i zaczyna opowiadać co jadła, w co się bawiła i inne takie. Oglądamy rysunki na przedszkolnej wystawie, czytamy imiona dzieci naklejone na szafkach w szatni. I cieszymy się z tego, że jednak było fajnie. Bo pokonała Tęsknotkę :) Dobra zabawa pokonuje zły humor.
Więcej w jej monologach jest miłych wspomnień i obiecujących planów niż smutku i niepokoju.